Alaska. Wspomnienia z podróży.
artykuł czytany
2345
razy
Kiedy kapitan Vancouver znajdował się w tym rejonie w 1794 roku był tam kilku milowy odcinek wolny od lodu. Widział przed sobą ogromny blok lodu o wysokości ponad 1300 m wysokości, szeroki na około dwadzieścia pięć kilometrów sięgający do łańcucha górskiego oddalonego o około 150 kilometrów. Kiedy podróżnik z Kalifornii John Muir dotarł tu w 1879 roku stwierdził, iż lodowiec cofnął się o około czterdzieści pięć kilometrów. Kilkanaście lat potem zauważono dalsze cofnięcie się lodowca.
Podróż na Alaskę była naszą pierwszą długą podróżą statkiem pasażerskim. To też była atrakcja sama w sobie. Statek miał dziesięć pięter, kilka basenów, kilka “Jacuzzi” umieszczonych na pokładzie. Ośnieżone wierzchołki gór, piękne zielone lasy, lecące nad głowami ptaki były nieodłącznym elementem towarzyszącym podczas kąpieli. Sale gimnastyczne z licznymi urządzeniami do ćwiczeń, zakłady odnowy, kosmetyczne i fryzjerskie, kilkanaście barów, sala teatralna, kilka restauracji zapewniały wygodę i poczucie luksusu. Słuchaliśmy koncertów muzyki klasycznej (trio), jazzu, grała orkiestra do tańca. Można było na aukcji kupić obraz Chagala bądź Picassa. Był też do kupienia Miro i Dali. Było sporo innych ciekawych obrazów; w aukcjach nie uczestniczyliśmy, a kto wie, poza podróżą życia może można było zrobić “interes życia”? Tego już się nie dowiemy.
Znakomitą większość doskonałej obsługi stanowili cudzoziemcy; głownie z krajów dawnego “bloku wschodniego”i państw Ameryki Południowej, Łacińskiej, Filipińczycy, Hindusi, Tajlandczycy. Kapitanem tego pływającego “miasta” był Włoch Paolo Scala. Młoda urocza kobieta Lina, odpowiedzialna za stan naszych kajut, władająca biegle angielskim, pochodziła z Litwy, a kelner Remberto, z Gwatemali. Spotkałam też Polkę z wybrzeża, z okolic Gdańska. Była niezadowolona z pracy i zarobków na statku o czym powiedziała już w drugim zdaniu naszej rozmowy.
U końca podróży, już na lądzie stałym, w Vancouver mieliśmy szczęście trafić na rewelacyjny spektakl w wykonaniu artystów z Pekinu “Terracotta worriers”. Po naszej podróży do Chin , zafascynowani sztuką i historią tego niezwykłego kraju nie omieszkaliśmy skorzystać tej okazji. Widowisko było bardzo piękne; połączenie pięknych strojów, nieopisanej sprawności w prezentowaniu sztuki wojennej , znakomitego baletu, doskonałego głosu artystki z Pekinu, ciekawej scenografii, świetnej reżyserii, dało efekt wprost nie do opisania.
Dziesięciodniowa wyprawa na zachodnie wybrzeże Kanady i na południowo -wschodnią Alaskę uświadomiła mi raz jeszcze iż piękno świata jest niemożliwe do opisania. Nie można też ogarnąć heroizmu, samozaparcia , poświęcenia pionierów, odkrywców, poszukiwaczy złota, którzy kierowani potrzebą zdobywania wiedzy, przygody, bogactwa, byli tam przed nami. Jest wspaniale, jeżeli dane jest nam oglądanie tego wszystkiego własnymi oczyma .Jeżeli zaś jest to z różnych powodów niemożliwe, to warto czytać, oglądać i pobudzać własną wyobraźnię. I być może tak jak Joanna z Polski “poprzez czerwoną linię” dotrze się kiedyś do “Glacier Bay” czy jakkolwiek nazywa się owo wymarzone przez kogokolwiek miejsce.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż